piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział V


 
      Zamiast przełęczy na skraju polany ziała głęboka, złowroga przepaść. I wtedy to zrozumieli. Sny ich oszukały, dokładnie tak, jak przewidziała Asomao. Lilian nie mogła uwierzyć w swoją naiwność. W końcu to ona zarządziła zboczenie z trasy, którą kazała im obrać Władczyni, na rzecz ruszenia w przeciwnym kierunku, drogą, którą oboje zobaczyli we śnie. Jak mogła być tak głupia, sądząc, że Sny zaprowadzą ich wprost do swojej kryjówki! To jasne, że nie chcą zostać odnalezione, dlaczego wcześniej na to nie wpadła?

-To wszystko moja wina.- westchnęła.- Przeze mnie zboczyliśmy z trasy i straciliśmy cały dzień. A pewnie byliśmy bardzo bliscy znalezienia Snów!

William chciał coś powiedzieć, już otwierał usta, gdy nagle coś usłyszeli. Cichy szelest, wibrujący i narastający z każdą minutą. W pierwszej chwili Lilian pomyślała, że to owa dziwna, podzwaniająca mowa wróżek, które spotkali w pierwszym dniu wędrówki. Potem jednak uświadomiła sobie, że dźwięk dobiega wprost z… dna przepaści. Poczuła nagłe zawroty głowy, instynkt podpowiadał jej, żeby uciekać jak najdalej od tego złowrogiego odgłosu.

-Hej, Lily! Chodź, zobacz! Tam się coś świeci!- zawołał William.

Dziewczyna odwróciła się i ze zgrozą popatrzyła na przyjaciela, stojącego na samym skraju przepaści i pochylającego się, żeby lepiej widzieć jej dno. Wyglądał tak, jakby miał za chwilę runąć w dół i w pierwszym odruchu Lilian chciała do niego podbiec i siłą go stamtąd odciągnąć. Cień zdrowego rozsądku, jaki jej jeszcze pozostał, podpowiadał , żeby tego nie robić, bo szamotanina nad samym skrajem przepaści jest głupia i niebezpieczna.

-Chodźmy stąd.- powiedziała zmienionym głosem.

Zanim jednak zdążyli cokolwiek zrobić, z dna przepaści coś się wyłoniło. Dźwięk wciąż narastał, stał się już nieprzyjemny dla ucha. Stwór, którego ujrzeli był ogromny, wściekle machał łbem, z którego sypały się kurz, ziemia i kamienie oraz maczugą, dwa razy większą od dzieci. Ale nie to przeraziło Lilian najbardziej. Oczy potwora jaśniały intensywną czerwienią i aż kipiały od czystej nienawiści. Po chwili stwór obrócił się kilka razy wokół własnej osi i w ułamku sekundy stanął w płomieniach. Ogień jednak nie niszczył jego dziwnego, falująco- rozmywającego się ciała- wręcz przeciwnie- zdawał się dodawać mu energii. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Potwór zamachnął się maczugą na osłupiałego Willa, który nie był nawet w stanie rzucić się do ucieczki- stał jak zamurowany, wlepiając przerażone spojrzenie w kreaturę, która tak nagle wyłoniła się z przepaści. Lilian szybko naciągnęła strzałę na cięciwę łuku i strzeliła, celując prosto w lewe ślepie stwora.  Chybiła o kilka centymetrów, potwór wykonał gwałtowny unik i strzała wpadła do przepaści, z głuchym łoskotem uderzając  jej dno.  Przerażona dziewczyna posłała w jego kierunku jeszcze jedną strzałę. Była pewna, że tym razem ugodzi ona prosto w serce kreatury. Stało się jednak coś dziwnego.  Strzała nawet go nie zadrasnęła, po prostu… przeleciała wprost przez jego ciało, tak jakby w rzeczywistości stwora nie było tam, gdzie przecież stał. Will nagle się ocknął, już dobywał miecza, by zadać śmiertelny cios, kiedy Lilian zawołała:

-Stój! On nie jest prawdziwy!

I wtedy okropny, wibrujący dźwięk, który kłuł ich w uszy nagle ustał, a potwór rozmył się tak, jak wyrzucony w powietrze piasek.

            Przez dłuższą chwilę stali zdyszani, nie mogąc uwierzyć, w to, co się przed chwilą wydarzyło.  Po jakimś czasie Lilian odważyła się wreszcie zajrzeć wprost w ciemną czeluść przepaści, gdzie zniknął stwór. Na dnie nie było jednak niczego, co by wskazywało na to, że przebywała tam jakaś istota.

-On nie istniał naprawdę.- westchnął Will.- Mimo wszystko wyglądał bardzo realistycznie.

-To prawda. W niczym nie przypominał niedoskonałych ziemskich hologramów.- mruknęła Lilian.- I był śmiertelnie przerażający.

-Ktoś się chce nas pozbyć.- wyszeptał chłopak.- Może Sny liczyły, że runiemy w przepaść, szamocąc się z tym potworem…

            Kiedy już opuścili polanę, poczuli niemałą ulgę. Ruszyli na wschód, zgodnie ze wskazówkami Asomao. Nie zdążyli jednak nawet wyjechać z lasu, kiedy zastał ich zmierzch. Po raz pierwszy czekała ich noc w leśnej głuszy, nie czuli się dobrze z tym faktem. Rozpalili ognisko, a ponieważ żadne z nich nie miało zbytniej ochoty na kolację, szybko ustalili kolejność wart i Will, którego warta była później, poszedł spać, a Lilian usiadła na kocu i zapatrzyła się w czarną jak smoła noc.

           

Wyruszyli wczesnym rankiem, od razu narzucając sobie szybkie tempo wędrówki. Sny miały nad nimi kilka dni przewagi, w dodatku na pewno nie chcą być odnalezione- dogonienie ich może więc się okazać niezwykle trudnym zadaniem. Po dłuższym czasie dotarli do miejsca, gdzie obozowali owej nocy, kiedy Sny podsunęły im wizję drogi do przepaści.

            Do przełęczy dotarli wieczorem, kiedy już powoli zaczynało zmierzchać, postanowili więc, że jeszcze jedną noc spędzą w Aigrene, a rankiem przekroczą granicę.

-Wiesz… - szepnął William. Jego twarz rozświetlał nastrojowy blask ognia.

-Co takiego?- spytała dziewczyna.

-Zastanawiam się, co dzieje się teraz na Ziemi.

Lilian poczuła niemiłe ukłucie gdzieś w okolicach żołądka. Nie ma ich już od kilku tygodni. Podczas wędrówki czas upływa bardzo szybko, mimo iż każdy dzień jest podobny do poprzedniego. Nie ma czasu na dumanie, zastanawianie się „co by było gdyby…”. Liczy się tylko  rozpalanie ognia, zbieranie owoców i ziół, studiowanie mapy… I droga. Nawet rozmowa traci większy sens, kiedy człowiek czuje się zmęczony, a wie, że nie udało mu się zrealizować choćby połowy zadania.

-Wolę nie wiedzieć, co myślą nasi rodzice.- wyszeptała w końcu.

-Zapewne odchodzą od zmysłów.- Will uśmiechnął się zawadiacko.- Już to widzę: wszystkie gazety, tablice z ogłoszeniami, media trąbią tylko o nas: „dwoje dzieci, Lilian Branden i William Atkins zniknęli w tajemniczych okolicznościach wprost ze swoich łóżek. Policja już ich szuka.”

Lilian roześmiała się mimo woli. Choć dla Willa to było powodem do żartów, ona martwiła się nieco, jak to będzie, kiedy już wrócą do domu. Wolała o tym nie mówić chłopakowi, żeby nie psuć mu dobrego humoru. Zamiast tego powiedziała tylko:

-Być może uznano już nas za martwych.

Uśmiech na twarzy Williama nieco zbladł.

-Ciekawa sytuacja. Być pochowanym już za życia.- odezwał się w końcu.- Szkoda tylko, że przegapilibyśmy nasz pogrzeb.

Właśnie taki był Will. Potrafił wybrnąć z każdej niezręcznej sytuacji, w jakiej postawił go los. Ale jego poczucie humoru czasami przyprawiało Lilian o dreszcze.

           

Przełęcz okazała się wąskim, bardzo długim przejściem między skałami gór Teah. Mieli nadzieję, że następną noc spędzą już po drugiej stronie granicy, w Ignis, bo nie uśmiechało im się obozować w przełęczy, na dłuższą metę dość klaustrofobicznej. Los wreszcie się do nich uśmiechnął i udało im się przebyć zaplanowaną drogę.

Byli po drugiej stronie granicy. Wszystko tutaj wyglądało tak samo jak w Aigrene, choć, teoretycznie, byli już w innej krainie. Will wyciągnął z plecaka mapę, usiedli na trawie i zaczęli studiować ów, pożółkły z lekka, kawałek papieru.

-Hm. Wskazówki Asomao co do kierunku naszej wędrówki kończą się tutaj.- mruknął chłopak.- Myślę, że powinniśmy udać się do najbliższej osady, może mieszkańcy wiedzą coś o Sna…  co jest?!

Lilian od dłuższego czasu chodziła w tą i z powrotem, machając dłońmi, jakby strząsała z nich krople wody.

-Ręka mnie swędzi.- odpowiedziała dziewczyna, pocierając prawą dłonią o spodnie.

-To się podrap.- zaśmiał się Will i powrócił do studiowania mapy.

- Jak się drapię, to swędzi jeszcze mocniej.- jęknęła Lilian.

-Może cię coś ugryzło? Pokaż.

William delikatnie ujął jej dłoń, aby przyjrzeć się jej wierzchowi. Dziewczynie serce zabiło mocniej… A potem coś sobie przypomniała.

-Asomao mówiła, że… moja dłoń zacznie się świecić, jeśli w pobliżu będą Sny.

Spodnia część jej dłoni rzeczywiście trochę się błyszczała w ostrym, popołudniowym słońcu, ale nie na tyle, żeby nazwać to „świeceniem się”.

-Tylko… nie wspominała nic o tym piekielnym swędzeniu, jakby mnie użądliło tysiąc komarów na raz!­- westchnęła cicho Lilian.

- Och, Lily, dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałaś?

-Zapomniałam. Wybacz.

            Nowa „umiejętność” Łapacza Snów okazała się bardzo pomocna w dalszych poszukiwaniach. Wnętrze dłoni Lilian stawało się tym jaśniejsze, im bliżej byli celu. Wieczorem wiedzieli na pewno, że Sny są kilka dni drogi przed nimi i stale poruszają się na północ, w kierunku granic krainy Ignis. Może planują opuścić Landię w nadziei, że Asomao i Łapacz Snów ich nie dosięgną.

-Jaki kraj sąsiaduje z Landią od północy?- spytała Lilian Willa, który siedział przy ognisku, uważnie studiując mapę.

-Żaden.

-Jak to: „żaden” ?!

-No po prostu. Sama zobacz.

Dziewczyna spojrzała na mapę. Na północy znajdowała się kraina Adov, sąsiadująca z Morzem Pokoju. Na morzu znajdowały się setki maleńkich, nienazwanych wysepek, których prawdopodobnie jeszcze nikt nie odkrył. Niektóre z nich były jedynie małymi kropkami na mapie, z pozoru nieistotnymi i łatwymi do przeoczenia. Za morzem ciągnął się  pas nienazwanego lądu, biała plama bez zaznaczonych gór, lasów, rzek i jezior. Teren niezbadany.

-Ciekawe czemu nie zadali sobie trudu, żeby zobaczyć, co się tam kryje i kto zasiedla tamte ziemie?- zastanawiała się na głos Lilian.

-Może próbowali. Nigdy nie wiadomo, co ich tam spotkało.- mruknął ponuro Will.

-Lepiej, żeby to nie było nic potwornego.- odrzekła Lily.- W końcu, jeśli Sny rzeczywiście chcą opuścić Landię, kierują się właśnie tam.




_________________________________________________________________

Na dzisiaj tyle. Rozdział trochę krótki i mało się w nim dzieje, ale takie rozdziały też są potrzebne. :) Za to w następnym będzie się duuużo działo. :)

2 komentarze:

  1. Myślę, że jak na taką długość tekstu to działo się wystarczająco dużo :) W sumie nawet dałoby się jeszcze rozwlec opisy przyrody czy wędrówki, rozpalania ognisk itd. Co prawda średnio za tym przepadam, ale daje to dobry efekt i świadczy o umiejętnościach autora :)

    Czekam na następną część, a tymczasem zapraszam na drugi rozdział Krwawej Szarlotki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, w sumie ja nawet lubię takie rzeczy, dodają klimatu całemu opowiadaniu, ale raczej nie dałabym rady tworzyć tak wspaniałych opisów wędrówki, jak niektórzy pisarze. A Krwawą Szarlotkę już pędzę zobaczyć :)

      Usuń