niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział VII


 

            Lilian stała tak jeszcze przez jakiś czas, obejmując obcą kobietę, której historia poruszyła ją do głębi. Nigdy by nie przypuszczała, że któryś ze Snów mógłby mieć tak ważne powody do ucieczki z zamku. Właściwie, to nigdy nie myślała o Snach jako o istotach z ludzkimi kłopotami i słabościami. Myślała o nich raczej jako o celach. Po wysłuchaniu opowieści Amiry było jej wstyd. Zrozumiała, że jako Łapacz Snów wcale nie pomaga Asomao ani nawet Landii, tylko właśnie samym Snom. One się zagubiły i same nie potrafią się odnaleźć. Dlatego jej zdolności mogą tu pomóc. Lily starała się znaleźć w sobie wystarczając dużo empatii, by zrozumieć Amirę i to, co nią kierowało. Nie było to zbyt trudne- Lilian wiedziała, że sama postąpiłaby podobnie w takiej sytuacji.

            Próbowała namówić kobietę do powrotu, przekonując ją, że samotne szukanie tamtej istoty jest zbyt ryzykowne, lepiej porozmawiać o tym z Asomao i wspólnie znaleźć rozwiązanie tego problemu. Wtedy ocknął się William. Chłopak przez chwilę rozglądał się zdezorientowany po całym zapleczu. Spojrzał pytająco na Lilian.

-Słuchaj, Will. Wszystko gra. To ja uderzyłam cię łukiem w głowę.

William wytrzeszczył oczy ze zdumienia.

-Po co?!- udało mu się wykrztusić.

-Bałam się, że wypaplasz Amirze cel naszej podróży.

-Dlaczego miałbym to zrobić?

-Nie byłeś… w pełni świadomy, kiedy z nią rozmawiałeś.- powiedziała dziewczyna.

Chłopak nie pytał jej już o nic więcej. Czuł, że słowa, które padły między Snem, a Łapaczem pozostać muszą między nimi.

 

 

***

-Śpisz, Will?- wyszeptała Lilian.

-A czy wyglądam, jakbym spał?- zapytał chłopak gniewnym tonem, nieco głośniej niż powinien.

Dziewczyna od razu wychwyciła zmianę w głosie przyjaciela.

- Czujesz się z tym źle, prawda?- spytała go.

- Trochę… ale przecież od początku wiedzieliśmy, że to ty odegrasz główną rolę w tej historii.

- Ja też uważam, że to nie fair…

Oboje leżeli z otwartymi oczami na wygodnych posłaniach, przykryci pachnącymi puchowymi kołdrami. Już dawno nie spali w takim miejscu. 

            Gospoda,  w której zamierzali spędzić noc znajdowała się tuż obok apteki. To był jeden z powodów, dla którego zgodzili się tu przenocować. Amira bardzo nalegała, by byli na wyciągnięcie ręki, nie chciała na długo tracić ich z oczu. Nie ustalili jeszcze niczego ważnego w sprawie jej powrotu do Aigrene, postanowili zająć się tym rano.

-Słuchaj, Will, martwię się tą całą sprawą…- westchnęła Lilian.- Byłam pewna, że znajdziemy wszystkie trzy Sny w jednym miejscu i wrócimy z nimi do zamku… Co mamy zrobić z Amirą?

-Nie wiem… może po prostu… zabierzmy ją ze sobą?

Potem żadne z nich już się nie odezwało. Oboje byli zbyt zmęczeni tym długim, pełnym wrażeń dniem.  Lilian zamknęła oczy. Pod powiekami tańczyły jej setki obrazów z opowieści Amiry. Rodzinna wioska… chłopak o włosach białych jak śnieg… las nocą. Tyle emocji zaklętych w słowach… Być może miało to coś wspólnego ze zdolnościami kobiety, ale podczas jej opowieści Lily widziała wszystko tak dokładnie, jakby sama tam była. Czuła wszystkie zapachy, widziała kolory o ich naturalnym nasyceniu, nie wyblakłe obrazy w telewizorze, czy na kartach książek. Czuła powiewy wiatru, słyszała krzyki ludzi i melodyjny głos Asomao. Najbardziej zaintrygował ją Haris- chłopak o śnieżnych włosach i smutnym uśmiechu. Dlaczego odmówił  zamieszkania w Aigrene swojej najlepszej przyjaciółce? Co się z nim działo przez te wszystkie lata? Czy… on w ogóle jeszcze… żyje…?

 

 

***

 

- Chciałbym ci coś pokazać.- szepce jej William do ucha.- Chodź ze mną.

Idą ścieżką w kierunku lasu, mijają wiele podobnych do siebie roślin i drzew. Chłopak przez cały czas trzyma ją za rękę. W końcu docierają do małego jeziorka. Will ciągnie ją za sobą.  Biegną piaszczystym brzegiem, trzymając się za ręce. Przez chwilę pływają w chłodnej, krystalicznie czystej wodzie.  Mokre ubrania ciągną ich na dno i Lilian przez chwilę boi się, że zatoną. Rzeczywiście, zaczynają się topić, jednak po chwili dzieje się coś dziwnego. Zanim odczuwają dotkliwy brak powietrza, dziewczyna odkrywa, że może… oddychać pod wodą!

            Płyną wzdłuż wulkanicznych skał, mijając kolorowe rośliny. Bije od nich lekki blask, fosforyzują w podwodnym mroku, podobnie jak ławice tęczowych ryb, przepływające obok nich. Wszystko wprost tętni życiem, słychać chlupot wypuszczanych bąbelków  i odgłosy rybich płetw oraz dwóch par ludzkich nóg,  pracujących w tym samym tempie. Fascynującą wyprawę przerywa Will, ciągnąc Lilian do podmorskiej jaskini. Wbrew oczekiwaniom dziewczyny, w środku wcale nie jest ciemno, wręcz przeciwnie- każdy okruch skalny, każde najdrobniejsze stworzonko, najmniejsza roślina, świeci na inny kolor. Lily dostaje zawrotów głowy na widok tylu różnych barw w jednym miejscu. To tak, jakby znalazła się… w samym środku tęczy! Przyjaciele wynurzają się i wychodzą na ląd. Sklepienie jaskini pobłyskuje tysiącem odcieni nad ich głowami. William pochyla się ku dziewczynie, coś mówi, ale ona nie rozróżnia poszczególnych słów. Chłopak przybliża swoją twarz coraz bardziej do twarzy Lilian, a potem całuje ją prosto w usta. Lily obejmuje go, myśląc, że jest on idealnym towarzyszem wędrówki… Zaraz, jakiej wędrówki…? Potem przypomina sobie o czymś ważnym, wyrywa się z objęć Willa, skacze do wody, ale już nie może w niej oddychać, topi się i…

 

***

 

To był tylko  sen…- pomyślała żalem Lilian, przypominając sobie podwodną  jaskinię, w której była zaledwie parę minut temu.  I, gdyby to od niej  zależało, zostałaby tam na zawsze. Cudowna wizja, która nawiedziła ją tej nocy była z pewnością prezentem od Amiry. Ta jaskinia, podwodna podróż… pocałunek Willa… to chyba najcudowniejsze rzeczy jakie kiedykolwiek jej się przyśniły… Widziała wszystko tak dokładnie… czuła nacisk setek litrów wody, kiedy płynęli na dno, miękkie  wargi Williama, kiedy ją całował, wszystkie kolory… emocje… były tak realne, wydawały się tak prawdziwe… Dziewczyna prawie popłakała się, kiedy odkryła, że w rzeczywistości coś takiego nigdy nie miało miejsca i prawdopodobnie nigdy się nie wydarzy. W końcu otrząsnęła się i postanowiła obudzić przyjaciela.

-Will,  wstawaj!- poklepała go delikatnie po ramieniu.- Musimy iść Amiry, pamiętasz?

William nie należał raczej do rannych ptaszków,  więc trochę marudził, jak zwykle, kiedy budziła go, by ruszyć w drogę. Tym razem czekała ich tylko krótka przechadzka do apteki, więc nie było aż tak źle. Po drodze zjedli kilka owoców, co musiało im wystarczyć na śniadanie, gdyż nie liczyli na to, że Amira czymkolwiek ich poczęstuje.

            W aptece było pełno ludzi, więc  musieli poczekać aż kobieta obsłuży wszystkich, dopiero potem mogli z nią porozmawiać. Tym razem nie zaprosiła ich już na zaplecze, podała im tylko puste skrzynki po lekarstwach, żeby mieli na czym usiąść,  po czym zasłoniła  drzwi kotarą, co było chyba odpowiednikiem ziemskiej karteczki „zamknięte”. Usiadła na jednej ze skrzynek i czekała w milczeniu. Will również nie miał chyba ochoty tłumaczyć wszystkiego Amirze, więc Lilian, chcąc nie chcąc, przejęła inicjatywę.

-Kiedy wyruszyliśmy na poszukiwanie Snów, myśleliśmy, że uciekacie razem, więc oczekiwaliśmy zastać was w tym samym miejscu.- powiedziała wprost.-  Nie spodziewaliśmy się tego, że zastaniemy tutaj tylko ciebie, więc nie przewidzieliśmy rozwiązania takiej sytuacji. 

Kobieta westchnęła. Popatrzyła na nich smutnym wzrokiem, po czym powiedziała:

- Chcecie, żebym wracała do zamku, prawda?

-Tak.- odpowiedziała Lilian.- Ale to nie znaczy, że lekceważymy twój problem. Kiedy już wrócimy, porozmawiam z Asomao. Na pewno wspólnie odnajdziemy rozwiązanie.

Amira wyglądała na niezbyt przekonaną, ale nic nie powiedziała.

-Potrzebujemy twojej  pomocy, Amiro.- Will przerwał panującą przez dłuższy czas ciszę.- Nie wiemy, co zrobić w zaistniałej sytuacji. Masz jakiś pomysł?

-Myślę…- zaczęła kobieta- że najprościej by było, gdybym pojechała z wami..

Lily i William uśmiechnęli się do siebie. Żadne z  nich nie oczekiwało, że Amira sama zaproponuje najlepsze rozwiązanie, bardzo ich jednak ucieszył taki obrót sprawy.

- Prawdę mówiąc, myśleliśmy już  tym, ale nie wiedzieliśmy, jak zareagujesz. Bardzo się cieszę, że zgodziłaś się podróżować dalej z nami. – powiedziała Lilian.

Kobieta odpowiedziała im wyjątkowo szerokim, pięknym uśmiechem. Zobaczyli go po raz pierwszy od ich spotkania.  Po tym uśmiechu Lily poznała, że jest to początek nowej,  niezwykle silnej więzi między Snem, a Łapaczem.

 

***

 

            Ich podróż stała się o wiele łatwiejsza, odkąd zaczęli wędrować  z Amirą. Kobieta okazała się niezrównana w rozpalaniu ognia, leczeniu drobnych ran i zadrapań, zbieractwie oraz wyszukiwaniu dogodnych miejsc na nocleg. Była również świetnym przewodnikiem- znakomicie odnajdywała się na mapie, a jej orientacja w terenie była stokroć lepsza niż Willa i Lilian razem wziętych. Poza tym, urozmaicała jednostajną jazdę swoimi wizjami- potrafiła je tworzyć w taki sposób, aby mogli jednocześnie przeglądać obrazy „w głowie”, nie tracąc z oczu rzeczywistości. Przypominało to odrobinę zerkanie kątem oka na rozłożoną książkę, jednak najlepsze ilustracje nie mogły się równać z wizjami Amiry. Przy ognisku opowiadała im zapierające dech w piersiach historie, a William i Lily z łatwością utożsamiali się z ich bohaterami.

            I tak płynęły kolejne dni, a każdy był podobny do poprzedniego. W towarzystwie wizji Amiry było trochę ciekawiej, ale i tak jazda była jednostajna, męcząca i najzwyczajniej w świecie nudna.  Wydawała się też Lilian bezowocna- już od wielu tygodni nie natrafili na  żaden ślad pozostałych Snów, a wnętrze jej prawej dłoni wciąż pozostawało nierozświetlone. Pewnego dnia po śniadaniu, Will zapytał:

-A właściwie dlaczego podsunęłaś nam wtedy fałszywą drogę, Amiro? Czyżbyś aż tak bardzo pragnęła uniknąć spotkania z nami?

Po jej zszokowanej minie, Lilian poznała, że kobieta nie ma z tym nic wspólnego.

- Kiedy…?- tylko tyle była w stanie z siebie wydusić Amira.

William streścił pokrótce całą historię, która wydarzyła się pod pasmem gór Teah.

-Strącenie w przepaść…? To bardzo w stylu Dariusa… - wymamrotała pod nosem.

-Kogo?- spytała Lilian.

-Nieważne…
 
_________________________________________________________________________
Hejka. Mimo, że zaczęły się wakacje, nie mam zbytnio czasu na pisanie (przynajmniej na razie). Nie jestem zbyt zadowolona z tego rozdziału, który właściwie niczego nie wnosi, ale... Chwilowo nie mam weny do wymyślania dalszych przygód Lily i Willa... Miejmy nadzieję, że to szybko minie.

 

2 komentarze:

  1. Oj tam, nie narzekaj. Mimo wszystko cośtam wniosło, przecież bohaterowie wyruszyli w dalszą podróż. Wiadomości należy podawać małymi dawkami, ja sama o mało co nie popełniłam błędu, w czwartym rozdziale robiąc milowy krok w stronę finału ;)

    Czekam na ciąg dalszy, a tymczasem zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno wpadnę. A tymczasem dziękuję za miłe i krzepiące słowa :) Prawie mam już następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń