Powód
ich wyprowadzki był dość banalny. Jakiś czas temu, ojciec Lilian stracił pracę.
Nie wiodło im się najlepiej. Posada, którą zapewnił mu znajomy była ich
ostatnią deską ratunku. Tylko… był jeden problem. Miasto, w którym mieszkał ów
znajomy leżało zbyt daleko od ich miejsca zamieszkania, by tam dojeżdżać.
Pozostawała im jedynie wyprowadzka, która wywróciła życie Lilian do góry
nogami. Dziewczyna wiedziała, że nie ma wyboru, zdawała sobie jednak sprawę z
konsekwencji, które niosło ze sobą przeniesienie się do oddalonego miasta, znajdującego w zupełnie innej części kraju.
Będzie musiała porzucić wszystko, co dotychczas znała- swoją szkołę, dom,
przyjaciół, pożegnać się ze swoimi ulubionymi miejscami. Nie bardzo jej to
odpowiadało, ale nikt jej nie pytał o zdanie.
Podróż
była długa i męcząca. Na zewnątrz było bardzo gorąco, upalna pogoda nie dawała
chwili wytchnienia, a w ich samochodzie nie było klimatyzacji. Można się zatem
domyślić, jak nieprzyjemnie było im jechać. Przez większą część podróży Lilian
spała, przez co zupełnie straciła rachubę czasu i nie potrafiła określić, ile
już przejechali i jak długo trwała ich dotychczasowa podróż. Co jakiś czas
robili postoje, lecz poza tym- jazda była bardzo nudna i monotonna. Kiedy się
ściemniło, zrobiło się o wiele chłodniej i podróż stała się odrobinę bardziej
znośna. Miało to jednak pewną wadę- im później było, tym trudniej było się
skupić ojcu na prowadzeniu. Zaczęli rozważać zatrzymanie się na noc w jakimś
przydrożnym moteliku. Wreszcie, po wielu godzinach jazdy samochodem, dotarli do
celu.
Lilian
była zbyt zmęczona, by przyglądać się domowi. Gdy tylko weszli, opadła na
ustawioną tam wcześniej kanapę i zasnęła. W tym czasie jej rodzice rozstawili
te meble, których nie poustawiali wynajęci fachowcy. Dokładali wszelkich
starań, by nowy dom wyglądał tak, jak ich poprzedni. Było to jednak niełatwe
zadanie. Przede wszystkim- nowe mieszkanie było o wiele mniejsze od
poprzedniego i zbudowane w zupełnie innym stylu. Ich stary dom miał duże okna, przez
które wlewały się do środka radosne promienie słońca, dzięki czemu o każdej
porze dnia było jasno. W tym budynku o
grubych murach okna były na tyle małe, że można przypuszczać, iż za dnia stale
panował tu półmrok. Na domiar złego, jak pomyślała matka Lilian, podłogi wcale
nie rozjaśniały optycznie wnętrza, wręcz przeciwnie. Zrobione z ciemnych,
dębowych desek, gdzieniegdzie kafelków o podobnej barwie, jedynie dodawały
domowi tajemniczego, przytłaczającego nastroju.
Rankiem
Lilian ze zdziwieniem odkryła, że znajduje się w swoim pokoju. Może wyprowadzka jedynie mi się przyśniła?-
zastanawiała się. Dopiero po chwili zorientowała się, że pomieszczenie, w
którym się znajdowała nie jest jej starym pokojem. Owszem, było bardzo podobnie
umeblowane, ale zasadniczo różniło się od jej starego pokoju paroma istotnymi
szczegółami. Po pierwsze, brakowało wyjścia na balkon, które Lilian tak bardzo
lubiła. Po drugie, ściany były pomalowane na ciepłą barwę ecru, a nie na
jasnożółto, jak w jej starym pokoju. Posadzka również miała inny kolor. Po
trzecie, w pokoju znajdował się… kominek! Lilian aż zapiszczała z radości.
Szybko wyskoczyła z łóżka, zwalając przy okazji kołdrę na podłogę i podbiegła
do niego. Był on dość duży, wykładany
ceglanymi kafelkami. Kafle o nieco ciemniejszej barwie stanowiły posadzkę wokół
niego. Obok stał duży kosz pełen suchego drewna. Na kominku stało kilka
świeczek, parę porcelanowych aniołków z jej kolekcji, a obok leżała karteczka z
napisem „jak ci się podoba Twój nowy pokój?”.
Po
południu, kiedy dziewczynie udało się częściowo wypakować swoje rzeczy i
urządzić się w swoim nowym pokoju, przyszli do nich sąsiedzi z ciasteczkami.
Lilian nieco to zdziwiło- ona sama uważała ten miły zwyczaj za mocno przestarzały.
Ciemnowłosa kobieta, trzymająca paczuszkę przedstawiła się jako Emma. Jej mąż
nazywał się Charles. Oboje byli ubrani w słomkowe kapelusze, a na nogach mieli
kalosze. Uśmiechali się od ucha do ucha. Kobieta powiedziała Lilian, że mają
syna w jej wieku i zachęcała ją, żeby koniecznie przyszła do nich, by go
poznać. Dziewczyna spojrzała na mamę,
szukając ratunku, jednak ona, zamiast pomóc jej w wybrnięciu z tej niezręcznej
sytuacji, powiedziała tylko:
-Oczywiście nie mam nic przeciwko, Lilian. Możesz
iść.
Tak więc, chcąc, nie chcąc, dziewczyna poszła za
sąsiadami do ich domu. Był on otoczony bielonym płotem i ogromnym, lecz
zadbanym, ogrodem. Wszędzie było pełno grządek z różami, tulipanami,
rododendronami i mnóstwem innych kwiatów, których nazw Lilian nie znała. W
ogrodzie nie brakowało również wysokich drzew, rzucających cienie na gładko
skoszoną murawę. Pod największym z nich stał biały stół, przykryty obrusem w
kwiatki.
-Usiądź, moja droga.- zaszczebiotała śpiewnie pani
Emma.- Może szklaneczkę lemoniady?
-Nie, dziękuję.- mruknęła Lilian, rozglądając się,
czy w pobliżu nie ma syna sąsiadów.
-Zaraz zawołam Willa, to sobie pogadacie.-
uśmiechnęła się kobieta, mrugając łobuzersko, po czym zniknęła we wnętrzu domu.
Po chwili z mieszkania wyszedł wysoki, ciemnowłosy
chłopak. Ku ogromnej uldze Lilian nie miał na sobie kaloszy, ani słomkowego
kapelusza. Ubrany był w krótkie dżinsowe szorty i niebieski T-shirt. Kiedy
podszedł bliżej, Lilian zauważyła, że ma bardzo jasną cerę z licznymi piegami i
błyszczące, niebieskie oczy.
-Cześć, jestem William.- powiedział po prostu i
uśmiechnął się do niej.
-Lilian.- podała mu rękę na powitanie.
Chłopak usiadł obok niej, a jego matka taktownie
zostawiła ich samych.
Przez dłuższą chwilę panowało milczenie, a potem
William odezwał się:
-Pewnie myślałaś, że kiedy tu się przeprowadzisz
będziesz miała spokój od wścibskich, natrętnych ludzi.
Lilian spojrzała na niego pytająco.
-Muszę cię rozczarować.- ciągnął dalej.- Bo
największy natręt w tym mieście mieszka tuż obok ciebie.
Dziewczyna roześmiała się.
-Czy twoi rodzice są ogrodnikami?- spytała nagle,
rozglądając się po przepięknym ogrodzie i przypominając sobie ich słomkowe kapelusze
oraz kalosze.
-A… nie.- w głosie Wiliama pobrzmiewała nutka
zażenowania.- Oboje pracują w biurze. No wiesz, są biznesmenami. Nudy. Ogród
jest ich pasją, dlatego wyglądają… tak, jak wyglądają. Zazwyczaj przynoszą mi
mnóstwo wstydu, przepraszam cię za nich.
-Uważam, że to bardzo miło z ich strony… witanie
nowych sąsiadów ciasteczkami… rzadko kiedy się coś takiego zdarza.
-To prawda.- westchnął zrezygnowany Wiliam.- Ale to,
że traktują czternastolatka jak dziecko, to już chyba nie jest takie fajne, co?
-Och, daj spokój.- zachichotała Lilian.
-Może w coś zagramy?- zaproponował Wiliam i pobiegł
szybko do domu, nie czekając na odpowiedź.
Po chwili wrócił, taszcząc pod pachą kilka wielkich
pudeł. Przyniósł warcaby, szachy, scrabble i talię kart.
-To może najpierw zagramy w szachy?- zapytał
uprzejmie.
Lilian zaczerwieniła się. Chciała wywrzeć na
Wiliamie jak najlepsze wrażenie, wstydziła się swojej głupoty. W końcu
wypaliła:
-Nie umiem.
-Nie szkodzi. Nauczę cię.
Reszta
dnia upłynęła im na nauce grania w szachy. Kiedy o siódmej pani Emma przyszła
do nich z tacą smakowicie wyglądających kanapek, Lilian uświadomiła sobie, że
powinna była wracać do domu dobre parę godzin temu. (Miała przyjść do sąsiadów
tylko na chwilę, aby zapoznać się z Wiliamem.) W towarzystwie chłopaka, czas upłynął
jej bardzo szybko.
Przez
następne kilka tygodni, Lilian codziennie spotykała się z Wiliamem. Grali razem
w różne gry, dyskutowali na wszelkie możliwe tematy, a czasem po prostu gapili
się w telewizor. Okazało się, że chłopak jest fanem fantastycznych książek i
filmów, zupełnie tak, jak Lilian. Podczas wspólnych spacerów po okolicy, Wiliam
pokazywał jej najciekawsze miejsca, takie jak polana w lesie, na której lubił w
samotności czytać książki, czy mały strumyczek, w którym chłodzili stopy
podczas najbardziej upalnych dni. Parę razy poszli do stadniny koni, żeby
pojeździć na wierzchowcach, ale Lilian nie szło to zbyt dobrze, więc wkrótce
dali sobie z tym spokój. Mimo to, nie narzekali na nudę. Wręcz przeciwnie-
Lilian uznała, że te wakacje są jednymi z najlepszych w jej życiu. Wszystko
dzięki Wiliamowi- chłopak był duszą towarzystwa- wciąż opowiadał dowcipy i
anegdotki, potrafił również być dobrym słuchaczem. Tylko jemu Lilian zwierzyła
się ze swoich obaw, wiążących się z pójściem do nowej szkoły.
- Nasza buda jest w sumie w porządku.- pocieszył
ją.- Poza tym, masz mnie.- tu puścił do niej oko.- A zresztą, po co się,
kobieto, zamartwiasz na zapas! Zostało jeszcze wiele tygodni wakacji!
Dzień
czternastych urodzin Lilian zbliżał się wielkimi krokami. Will obiecał, że
przyniesie jej w prezencie coś naprawdę ekstra. Prawdę mówiąc, dziewczyna nie
urządzała zbyt wielkiej imprezy- tylko niewielki podwieczorek dla rodziców i
przyjaciela, nie oczekiwała więc żadnych prezentów, ale William uparł się.
Kilka
dni później, pewnego słonecznego popołudnia, wszyscy zebrali się w obszernym
ogrodzie Branden’ ów. Rodzice Willa,
państwo Atkins, przyszli w odwiedziny z
ogromnym tortem, który przekraczał najśmielsze wyobrażenia Lilian na temat
tego, jak może wyglądać ciasto. Składał się on z kilku warstw biszkopta, lodów
i bitej śmietany. Na wierzchu widniał misternie zrobiony z lukru napis „Z
okazji 14 urodzin Lilian”, a wokół niego mnóstwo różowych serduszek i różyczek
z lukru. Dziewczyna nie miała wątpliwości, że państwo Atkins wykonali go sami.
Zaczęła się zastanawiać, w jaki sposób sześć osób ma zjeść ciasto,
przypominające rozmiarami tort weselny i pomyślała, że ten prezent jest
rzeczywiście „ekstra”, jak określił William. Chwilę później, do ogrodu wbiegł
jej przyjaciel, trzymając w ręku niewielką paczuszkę o nieregularnych
kształtach. Lilian w mig zrozumiała, że Will wcale nie mówił o torcie, gdy
wspominał o podarunku dla niej.
-Wszystkiego najlepszego!- zawołał donośnie, tak, że
wszyscy obecni w ogrodzie zwrócili spojrzenia w ich kierunku.
A potem, bez żadnej zapowiedzi, przytulił ją. Był to
zwykły, przyjacielski uścisk, zaskoczył jednak Lilian, ponieważ chłopak jeszcze
nigdy nie zrobił czegoś podobnego. Trwało to bardzo krótko, wystarczyło jednak
by dziewczyna poczuła ciepło bijące z jego ciała i korzenno- cynamonową woń
jego skóry. Następnie William wręczył jej paczuszkę. Zapakowana rzecz owinięta
była w czerwono-złoty papier (zapewne
pozostałość ze świąt, pomyślała z rozbawieniem Lilian) i była dość dziwna w
dotyku. Dziewczyna nie miała pojęcia, co może się znajdować w środku. Już miała rozpakować prezent, gdy Wiliam
powstrzymał ją gwałtownie.
-Nie otwieraj tego przy wszystkich.- wyszeptał.-
Otworzymy to po podwieczorku, kiedy będziemy sami.
Prezent
urodzinowy od rodziców przyćmił wszystkie inne. Kupili oni córce najprawdziwszy
górski rower, dokładnie taki, o jakim marzyła, czerwony, z lśniącym czarnym
siodełkiem i sześcioma przerzutkami.
-Super.- skomentował Will.- Wreszcie będziemy mogli
jeździć razem na wycieczki rowerowe. Teraz naprawdę pokażę ci całą okolicę!
Okazja
do otworzenia prezentu od przyjaciela, nadarzyła się dopiero wieczorem, kiedy
państwo Atkins wrócili już do domu, a rodzice zajęli się swoimi sprawami. Kiedy
Lilian rozerwała ozdobny papier, jej
oczom ukazał się drobny przedmiot złożony z niewielkiej obręczy, zrobionej ze
srebrzystego wierzbowego drewna, którą wypełniała misternie utkana pajęczyna z
jasnego, cienkiego rzemyka, pośrodku którego znajdował się błękitny,
intensywnie błyszczący koralik. Z obręczy zwieszało się kilka rzemyków z
mniejszymi koralikami o podobnej, choć nieco wyblakłej barwie, zakończonych
niebieskawymi piórkami.
-To Łapacz Snów.- wyszeptała Lilian.
-Podoba ci się?
- Piękna pamiątka. Dziękuję.
Podarek, leżący na kolanach dziewczyny wyglądał na
bardzo delikatny i kruchy, ostrożnie powiesiła go na gwoździku nad łóżkiem.
Planowała zawiesić tam obrazek, który gdzieś się zawieruszył, ucieszył ją więc
fakt, że nie na próżno wbijała gwóźdź.
Z niewiadomych powodów Will miał bardzo smutną minę,
jakby rozczarowała go reakcja Lilian, więc powiedziała szybko, by nie poczuł
się urażony:
-Jest naprawdę bardzo fajny. Najładniejszy Łapacz
Snów, jaki kiedykolwiek widziałam.
Starała się ukryć to, że tak naprawdę czuła się
nieco rozczarowana tym prezentem. William zapowiadał, że będzie naprawdę
niesamowity, a to… nie równało się z niezwykłym przedmiotem, o którym z
podnieceniem opowiadał jej przyjaciel.
-Nic nie rozumiesz!- zawołał ze złością Will,
zrywając się na równe nogi.
Lilian spojrzała na niego zaskoczona. Nigdy go nie
widziała w takim nastroju i nie przypuszczała, że chłopak może się denerwować o
taką błahostkę.
-O co ci chodzi?
-O co mi chodzi?! Przecież… przecież to jest…!
-nagle urwał, jakby coś sobie przypomniał.- No jasne! Przecież ty nie wiesz! -
opanował się.
-Skąd miałam wiedzieć?- zdziwiła się Lilian.- I co,
jeśli można spytać?
-To nie jest zwyczajny Łapacz Snów.- William zniżył
głos do szeptu. - Jest zaczarowany.
-Co takiego?!- zawołała dziewczyna, pewna, że
chłopak robi sobie z niej żarty.
-Nie tylko odstrasza koszmary, daje ci moc panowania
nad snami. – wyszeptał.
- Co to znaczy?- Lilian zaczęła już interesować ta
zmyślona na poczekaniu historyjka.
-Od teraz będziesz mogła robić w snach to, co tylko
zechcesz. Będziesz tym, kim będziesz chciała być i udasz się tam, gdzie
będziesz miała ochotę. Co ty na to?
-Ładna bajeczka.- zaśmiała się dziewczyna.
- Ach, tak?- Will udał oburzenie.- W takim razie,
sama się o tym przekonasz. Słodkich snów życzę.- dodał zagadkowym tonem i
wyszedł bez słowa pożegnania.
Tego
wieczora Lilian długo nie mogła zasnąć. Oczywiście wiedziała, że William
żartował sobie z niej, opowiadając tę śmieszną historyjkę, ale tak bardzo
chciała, żeby była ona prawdziwa… Już wiele razy słyszała o czymś takim jak
świadomy sen i uważała to za niezwykłą umiejętność, ale żeby jakiś tam Łapacz
Snów miał jej niby pomóc w opanowaniu tego… Nie…
to niemożliwe…- pomyślała i zrobiło jej się smutno. Spojrzała na prezent od
przyjaciela, wiszący nad łóżkiem. Niebieski koralik błyszczał się jeszcze
mocniej w świetle nocnej lampki. Ma taki
sam kolor, jak oczy Willa…
Ciekawie się zapowiada :) Uwielbiam takie fantastyczne opowiadania, które są w pełni dziełem autora, chociaż fanficami również nie gardzę (sama zaczynam pisać jednego ;)).
OdpowiedzUsuńPierwsza część, jak na początek przystało, wydawała mi się być takim hm... wprowadzeniem, paroma przebłyskami z czasu przeprowadzki, co jednak bardzo mi się podobało.
Błędów też zbyt wielu się nie dopatrzyłam, hura!
Później przedstawiłaś sceny bardziej szczegółowo, przybliżając nas powoli do kluczowego momentu... ale co dalej będzie, nie próbuję zgadywać, chcę dać ci się zaskoczyć :)
Ostatnie zdanie dałabym w osobnym akapicie. Poza tym, jeśli chodzi o układ tekstu, to nieco denerwują te duże odstępy między akapitami, radzę ci coś z tym zrobić, żeby po prostu całość prezentowała się ładniej i bardziej "profesjonalnie". Wierz mi, czyta się wtedy o wiele lepiej.
A, jeszcze szablon... jest jeszcze niedopracowany. Może nie jestem mistrzem w tej dziedzinie, ale w razie czego mogę ci z nim pomóc :)
Ojejku! Dziękuję za komentarz i naprawdę porządne i profesjonalne rady :) Cieszę się, że Ci się podoba, Twoje słowa naprawdę mnie podbudowały :) Co do odstępów między akapitami- postaram się coś z tym zrobić w najbliższym czasie, nie jestem jednak mistrzem w programie Word, tak więc niczego na razie nie obiecuję. Na razie nie mam dostępu do swojego komputera, ale postaram się dodać nowy rozdział jak najszybciej. Jeszcze raz dziękuję.
UsuńPs. A o czym zaczęłaś pisać fanficka? Bo ja też je lubię i z miłą chęcią przeczytam, jak już skończysz :)
Bardzo fajnie :* Jestem ciekawa jak rozwinie się akcja. Czekam z niecierpliwością na następny :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wkrótce uda mi się go opublikować, jest już napisany, ale mam małe... problemy techniczne... Dziękuję za ten krótki acz miły komentarz.
Usuń