Szybko!-
myślała Lilian, odgarniając gęste zarośla. Była w lesie. Wokół panowała głucha
cisza, zupełnie tak, jakby puszcza była całkiem pusta. Czyżbym była tu sama?- zastanawiała się dziewczyna, brnąc przez
krzaki paproci. Panował tutaj niepokojący półmrok, ale nie taki, jaki zazwyczaj
spotyka się w gęstych lasach. Wyglądał on nienaturalnie, ponieważ, jak
uświadomiła sobie po dłuższej wędrówce Lilian, nie było tu żadnego źródła
światła, w związku z czym, powinny tutaj panować egipskie ciemności. Na prawie
całkowicie przesłoniętym przez korony najwyższych drzew niebie, nie dostrzegła
ani jednej gwiazdy, nie mówiąc już o słońcu, czy księżycu. Co wobec tego
rozpraszało mrok? Tego nie wiedziała. Czuła
natomiast, że nie może stać bezczynnie i przyglądać się temu wszystkiemu.
Intuicja podpowiadała jej, że musi dokądś dążyć, biec na złamanie karku do
określonego celu. Tylko… jakiego celu?
Dokąd? Dlaczego? Po co?- nie umiała sobie odpowiedzieć na te pytania.
W końcu wybiegła na
niedużą polanę. W półmroku wszystko wyglądało groźnie i tajemniczo. Wreszcie
zobaczyła, co jest źródłem światła. Niebieskawa poświata biła wprost z
wielkiego drzewa na skraju łąki. Było ono dość osobliwą rośliną. Wydawało się
całkiem martwe, ponieważ miało zeschnięte, cieniutkie gałązki i popękaną korę.
Na drzewie nie było ani jednego liścia, huby lub choćby śladu żywicy. Kierowana
niewyjaśnionym uczuciem Lilian podeszła bliżej. Zauważyła, że na najniższej
gałęzi kołysze się jasny rzemyk z przymocowanym do niego błękitnym koralikiem. Ujrzawszy
to, od razu wiedziała, co ma zrobić. Chwyciła go jedną ręką i wyszeptała:
-Otwórz się. Eis zrówto.
Na ułamek sekundy przeraziły ją własne słowa.
Dlaczego to mówiła? Miała dziwne wrażenie, że ktoś nią steruje.
Nagle
stało się coś niezwykłego. Z pnia drzewa z trzaskiem odrywały się kolejne płaty
kory i wirowały wokół dziewczyny w zawrotnym tempie. W końcu było ich tyle, że
Lilian straciła resztę lasu z oczu. Jej światem był teraz jedynie ów
tajemniczy, groźny, szumiący złowrogo wir. Ostre odłamki kory chłostały ją po
rękach i twarzy. Trwało to jednak zaledwie krótką chwilę. Potem wirujące
kawałki kory zaczynały wyraźnie tracić prędkość i wkrótce opadły na ziemię.
Dziewczyna rozejrzała się. Ku jej zaskoczeniu, znajdowała się teraz w zupełnie
innym miejscu. Jak to możliwe?-
zastanawiała się, patrząc na soczysto zieloną trawę u swoich stóp. Stała na
trawie… mimo to nie znajdowała się na dworze. Spojrzała w górę- łukowate
sklepienie komnaty, w której się znajdowała było kunsztownie ozdobione licznymi
malowidłami i płaskorzeźbami. Potem jej wzrok spoczął na białych, marmurowych
kolumnach, a następnie na ścianach, które w większości ozdobione były arrasami
i wielobarwnymi freskami. W dużych oknach wisiały ciężkie, haftowane zasłony,
mimo to w pomieszczeniu nie panował półmrok. Dopiero po chwili do Lilian
dotarł pewien szokujący fakt. Tutaj prawie wcale nie ma mebli. Co prawda, pod ścianą stał jakiś fotel,
przypominający odrobinę tron, ale poza tym nie było tu absolutnie nic. Dzięki
bogatym zdobieniom ogromna sala nie wydawała się dziewczynie pusta. Urządzona
była w jakimś nieznanym jej stylu, wszystko tu zdawało się ze sobą współgrać w
idealnej harmonii.
Przez
dłuższą chwilę Lilian rozglądała się oszołomiona po komnacie. Kiedy zaczynała
się już zastanawiać, co właściwie tutaj robi i jak ma się stąd wydostać, do
Sali weszła wysoka kobieta o niezwykłej urodzie. Ubrana była w prostą,
błękitną, powłóczystą szatę do ziemi. Miała długie, bardzo jasne włosy i bladą,
nieskazitelną cerę. Jej usta błyszczały się idealną czerwienią, a w wielkich
agatowych oczach widać było smutek. Nie miała na sobie żadnej biżuterii, nie
licząc srebrnego, kunsztownie wykonanego diademu wysadzanego kamieniami w
kolorze jej sukni. Lilian jeszcze nigdy nie widziała tak pięknej kobiety, co
więcej, była pewna, że takiej osoby po prostu nie spotyka się na Ziemi. Od
całej jej postaci biła jakaś dziwna jasność, która fascynowała, a zarazem
przerażała Lilian.
-Usiądź, oczekiwaliśmy ciebie.- odezwała się pani
czystym, miłym dla ucha głosem.
Dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić. Nie była
całkiem pewna, czy kobieta zwraca się do niej, czy do kogoś innego. Z resztą,
gdzie miała usiąść? Nie śmiała nawet dotknąć tronu, a w komnacie nie było
żadnych innych krzeseł. W końcu, zakłopotana przycupnęła na trawie. Pani
posłała jej znaczące spojrzenie. Lilian nie wierzyła własnym oczom! Coś, na
czym przed chwilą siedziała, było z pewnością gładką murawą, a zamieniło się w
haftowaną poduszkę pod samym spojrzeniem pani.
-Spodziewam się, że oczekujesz wyjaśnień.-
powiedziała cicho kobieta.- Może najpierw powiem ci, kim jestem.
Co
mnie obchodzi, kim ona jest.- pomyślała Lilian.-Chciałabym się dowiedzieć co ja tu robię!
-Nazywam się Asomao i jestem królową Landii. Przywołaliśmy cię, ponieważ nasz kraj
potrzebuje twojej pomocy. Długo szukaliśmy ziemskiej istoty, która spełniałaby
nasze oczekiwania.
Landia?
Moja pomoc? I o jakie oczekiwania jej chodzi?- rozmyślała
gorączkowo Lilian, starając się zachować kamienny wyraz twarzy, by nie zdradzić
sprzecznych emocji, jakie nią targały. Czuła
jednocześnie zdziwienie, strach i podekscytowanie, miała również niejasne przeczucie,
że to wszystko jest tylko jakimś żartem wysmażonym zapewne przez Wiliama. W
końcu odważyła się spytać:
-Ale czego ode mnie oczekujecie? I w ogóle co ja tu
robię?
-Wszystko w swoim czasie. Najpierw ubierzmy cię w
coś bardziej odpowiedniego.- rzekła tajemniczo pani, po czym klasnęła w dłonie,
a do komnaty weszło kilku mężczyzn niosących parawan, lustro oraz kilka szat
podobnych do tej, którą miała na sobie kobieta.
-Przebierz się w to, co ci się najbardziej podoba.-
poleciła jej pani.
Lilian zrozumiała, że dopóki się nie przebierze,
kobieta nie wyjaśni jej niczego. Coraz mniej jej się to podobało, postanowiła
jednak zastosować się do poleceń królowej.
Z wielu pięknych, zwiewnych sukni wybrała kremową,
wyszywaną perełkami. Kiedy się w nią przebrała, okazało się, że pasuje jak
ulał. Poczuła się bardzo dobrze i wygodnie. Materiał, z którego została
wykonana suknia był niezwykle lekki i miły w dotyku. Był tylko jeden problem.
Służący nie przynieśli żadnego obuwia, które Lilian mogłaby włożyć, a, jak się
okazało do tej dziwnej krainy przybyła w pidżamie i bez butów. W końcu dała
sobie z tym spokój, uznając, że nic się przecież nie stanie, jeśli pochodzi
boso.
-Więc o co chodzi? Dlaczego tu jestem?- dociekała
dziewczyna.
-Wszystko w swoim czasie.- odrzekła spokojnie pani,
a Lilian aż się żachnęła ze zniecierpliwienia.- Teraz pora coś zjeść.
Ponownie klasnęła w dłonie i do komnaty weszło kilku
służących, niosących kryształowe tace z najrozmaitszymi potrawami. Dziewczynka zastanawiała się, gdzie je
postawią, w końcu nigdzie nie było żadnego stołu. Asomao uklękła na trawie i
nakreśliła dłonią coś na kształt koła. Po chwili na ziemi pojawił się
niewielki, niski stół i dwie poduszki, podobne do tych, na której wcześniej
siedziała Lilian.
O
potrawach, które służący postawili na
stoliku, można było powiedzieć wiele, ale na pewno nie, że są zwyczajne. Większość
z nich Lilian widziała po raz pierwszy w życiu. Były tam zupy w najmniej
oczekiwanych kolorach, takich jak pomarańczowy, czy niebieski, pucharki
płonących na fioletowo lodów, napoje z tęczową pianką i dwie doniczki z
roślinami, przypominającymi odrobinę stokrotki, tyle, że mieniły się na
czerwono, turkusowo i czarno.
Wszystko
to było tak dziwne i niesamowite, że Lilian na chwilę zupełnie zapomniała o
swoich wątpliwościach i zabrała się do pałaszowania. Najpierw spróbowała
kolorowych zup (wszystkie okazały się słodkie), później skosztowała
przepysznego, niezwykle rozgrzewającego napoju o smaku zbliżonym odrobinę do
gorącej czekolady. Nagle przypomniała sobie, że chciała o coś zapytać królową.
-Wasza Wysokość?
-Proszę, mów mi Asomao.
-Ja… nie chciałabym przerywać uczty, wszystko jest
naprawdę pyszne, tylko, że… ja nie jestem już w stanie niczego zjeść, dopóki
się nie dowiem.- wybąkała zawstydzona.
-Przeklęta ludzka niecierpliwość!- żachnęła się
Asomao, ale w kącikach jej ust czaił się uśmiech.
-Chciałabym się dowiedzieć, co ja właściwie tutaj
robię?- Lilian rozejrzała się po komnacie. Nagle zauważyła coś, co na dłuższą
chwilę przykuło jej uwagę.- I czy ma to coś wspólnego z… tym?- spytała,
wskazując palcem na Łapacz Snów wiszący nad tronem królowej. Była pewna, że to
ten sam, który dostała od Wiliama.
-Tak. To dzięki niemu się tutaj znalazłaś.
W głowie Lilian coś zaświtało. Will powiedział, że dzięki temu Łapaczowi będę miała moc panowania nad
snami…
Już otwierała usta, by zapytać o to Asomao, gdy ta
rzekła:
-William powiedział ci prawdę.- dziewczyna nawet nie
zdziwiła się zbytnio, że pani czyta jej w myślach.- Ten Łapacz Snów daje ci
taką moc.
-Ale przecież… to nie ja wymyśliłam Landię… Zaczynam
w ogóle wątpić, czy to jest sen! Wtedy, gdy szłam przez las… czułam się tak,
jakby ktoś mną sterował. Większość rzeczy robiłam bez namysłu i nie z własnej
woli!- zawołała Lilian.
-To ja wezwałam cię do Landii. Jesteś nam potrzebna.
A, co do mocy Łapacza… on działa jak należy. Ale nie w sposób, o jakim myślisz.
Bo widzisz… to ty jesteś Łapaczem
Snów, a nie ten przyrząd.
Zapadło milczenie. Lilian nie odzywała się,
oczekując dalszych wyjaśnień od królowej, ale Asomao milczała. Dziewczynka
zapatrzyła się na niezjedzone lody.
Rozmawiały już przez dłuższy czas, a one nie roztopiły się. Co więcej, nadal
płonęły owym dziwnym fioletowym ogniem. Pani wyrwała z doniczki jedną z
błyszczących stokrotek i… wsadziła ją sobie do ust. Po chwili wypluła łodyżkę
rośliny. Lilian patrzyła na to w osłupieniu. Sądziłam, że to kwiatki dla ozdoby!- pomyślała zaszokowana. Po
chwili namysłu i ona urwała z doniczki czerwoną stokrotkę i wsadziła ją sobie
do ust.
-Uważaj! Te są ostre!- zawołała królowa o sekundę za
późno.
Lilian poczuła piekący ból na języku, więc czym prędzej
połknęła kilka łyżek lodów. Ich słodko- kwaśny smak doskonale łagodził
pieczenie. Dopiero po chwili zorientowała się, że wcale nie są zimne.
Tych też nie próbuj.- Asomao wskazała na czarną
stokrotkę.- Są słone.
-A turkusowe?- spytała zaciekawiona dziewczyna.
-Słodkie. Używamy ich do przyprawiania potraw.
Lilian spojrzała na nią pytająco. Królowa oderwała
płatek czerwonej stokrotki i wrzuciła go sobie do napoju. Zawartość szklanki
natychmiast zmieniła kolor z białego na pomarańczowy.
-Tak więc, kontynuując naszą dyskusję- zaczęła
Asomao.- fakt, że to ty masz moc Łapacza Snów ściśle wiąże się z moimi
wymaganiami na temat osoby potrzebnej Landii. Niewielu ziemskich ludzi ją
posiada taką moc. Częściej mają ją dzieci, ponieważ są ufne i potrafią wierzyć.
I częściej dziewczynki, niż chłopcy, ponieważ to one bardziej ufają swojej
intuicji.
-Ale co to znaczy moc Łapacza Snów?!
-Problem polega na tym, że wy, ziemscy ludzie,
mylicie dwa pojęcia. Snami nazywacie wizje, które nawiedzają was w nocy. A tak
naprawdę, Sny to ich twórcy.
O
czym ona mówi?! Przecież sny są wytworem ludzkiego mózgu!-
pomyślała Lilian.
- Snem może być każda osoba, mężczyzna, kobieta,
dziecko. To ktoś, kto posiada wrodzoną moc tworzenia iluzji tak realistycznych,
że wydają się prawdziwe. Część z nich przesyła swoje wizje ziemskim ludziom, by
ich ostrzec, pokazać przyszłość, przestraszyć lub uspokoić.
Czyli
Łapacz Snów to ktoś, kto je… łapie?
-Nie do końca. Łapacz Snów to ziemski człowiek,
posiadający moc rozpoznawania w istotach Snów. My, mieszkańcy Landii wzywamy go
do naszego świata w razie potrzeby. W tym przypadku jest to trudne zadanie do
spełnienia- trzeba znaleźć i przyprowadzić do zamku wszystkie Sny, które
niedawno stąd uciekły.
-Dlaczego je tutaj więzicie?- nie mogła wytrzymać
Lilian.
Asomao spojrzała na nią surowo.
-Sny to z natury dobre istoty. Jasne, że czasami
wysyłają ziemskim ludziom koszmarne wizje, ale nigdy nie robią tego bez
powodu. Mają jednak tak wielką moc
tworzenia iluzji, że często same jej nie rozumieją. Przebywając poza tym
zamkiem, mogą dokonać wielu złych rzeczy. Czasami tworzone przez nie cudowne
wizje, doprowadzają je do szaleństwa, ponieważ nie są prawdziwe. Sny obiecały
służyć Landii i jej mieszkańcom, kilka z nich zbuntowało się jednak i używają
swej mocy do niecnych celów. Dlatego potrzebujemy twojej pomocy, Lilian.
Szukanie
Snów? Ale czy to nie jest zbyt niebezpieczne? I jak mam znaleźć tyle istot,
posiadających dar iluzji? Po czym je poznać? I w jaki sposób mam namówić je do powrotu? - wątpiła Lilian.- Przecież to jest niemożliwe!
-Potrafisz to zrobić.- wyszeptała Asomao.- Masz moc
Łapacza Snów. Żadnemu mieszkańcowi Landii nie udałoby się namówić ich do
powrotu. Tylko ty jesteś w stanie to zrobić. Co do liczebności- nie martw się. To
bardzo rzadka umiejętność, naprawdę niewielu może się nią poszczycić. W całej
Landii żyje tylko pięć snów. Z zamku uciekły trzy.
-Ale jak mam znaleźć trzy Sny, rozproszone po całym
kraju? To jak szukanie igły w stogu siana, lub gorzej!
-Pomoże ci w tym twoja moc.- powiedziała melodyjnie
królowa.- Możesz również zabrać ze sobą jednego ziemskiego człowieka jako
towarzysza podróży.
Lilian przez chwilę się wahała. Wątpliwości i
straszne myśli napływały do niej ze wszystkich stron. Nadal nie wiedziała, czy
to wszystko prawda, jak ma stąd wrócić i czy w ogóle podejmować się dziwnego
zadania Asomao. Po chwili jednak jej umysł stał się jasny i czysty. Zrozumiała,
że tak od początku miało być. To jest jej przeznaczenie. I szansa, której nie wolno jej zmarnować. Pójdę. Razem z Willem. – pomyślała i
ogarnęły ją senność i błogi spokój.
____________________________________________________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz