niedziela, 19 maja 2013

Rozdział III


 
            Lilian szeroko otworzyła ciemnobrązowe oczy i aż zachłysnęła się ze zdumienia. Znajdowała się w swoim łóżku, w domu do którego wprowadziła się z rodzicami kilka tygodni temu. Była pewna, że wszystko wygląda tak, jak zawsze, ale wyczuwała jakąś zmianę. Nad jej głową kołysał się miarowo Łapacz Snów od Williama. I wtedy wszystko sobie przypomniała. Landia. Asomao. Zadanie. Will. Zerwała się na równe nogi i zbiegła na palcach po schodach, ignorując zawroty głowy i ciemne plamki przed oczami. Wiedziała, że musi powiedzieć o wszystkim Williamowi. Teraz.

            Nocne powietrze było chłodne i przenikliwe. Lilian zaczynała żałować, że nie zabrała ze sobą kurtki. Potem pomyślała, że powinna była się również przebrać, ale zauważyła że ma na sobie swoją pidżamę. Kremowa suknia z perełkami gdzieś się ulotniła. Zastanawiała się, co powinna zabrać ze sobą do Landii. Ciepłe ubrania, plecak, latarkę, buty na zmianę, jakiś prowiant, może nóż… - wyliczała w myślach.

            Dopiero, gdy dobiegła do domu Willa, ogarnęły ją wątpliwości. Uświadomiła sobie, że jest noc, wszyscy śpią i ciężko jej będzie wytłumaczyć cokolwiek osobie dopiero co wyrwanej ze snu. Była pewna, że usłyszy „przyśniło ci się” i tyle. Nikt jej nie uwierzy. Prawdę mówiąc, ona sama też by w coś takiego nie uwierzyła. I już nie była niczego pewna. Był jeszcze jeden problem- jak się dostać do środka? Nie chciała obudzić rodziców Williama, dobijanie się do frontowych drzwi nie wchodziło więc w grę. Obeszła dom, sprawdzając, czy tylne drzwi nie są przypadkiem otwarte. Niestety, na próżno. I wtedy to zauważyła. Okno pokoju Willa było otwarte na oścież. Nic dziwnego, dzień był przecież upalny. Na szczęście pokój chłopaka znajdował się na parterze. Niezauważona wśliznęła się do domu i spojrzała na śpiącego przyjaciela. Jak większość ludzi, wyglądał młodziej, kiedy z jego twarzy odpływały wszelkie troski i zmartwienia. Lilian poczuła nagle przemożną chęć pogładzenia go po włosach. Kiedy dotknęła jego lekko spoconego czoła, Will nagle otworzył oczy. Jego palce zacisnęły się boleśnie na dłoni dziewczyny.

-Co ty robisz?!- zduszonym szeptem zawołała Lilian. Wiedziała, że on mógłby jej zadać dokładnie to samo pytanie.

-Sprawdzam, czy jesteś prawdziwa.- wymamrotał rozmarzony chłopak. – A ty co robisz?- dodał beztrosko.

Lilian wiedziała, że nie może mu teraz wszystkiego wyjaśniać, ponieważ William się jeszcze nie do końca obudził i prawdopodobnie wydaje mu się, że wciąż śni.

-Wyjdźmy na dwór.- wyszeptała, zdając sobie sprawę z tego, jak głupio musi to brzmieć.

Wyszli przez okno do ogrodu. Nocne powietrze wyraźnie otrzeźwiło Willa, bo spojrzał na nią zaszokowany, jakby nie wierzył w to, co widzi lub jakby ujrzał ducha.

-Słuchaj, wiem, że to brzmi okropnie.- westchnęła Lilian, czując, jak płoną jej policzki ze wstydu.- Ale twój Łapacz Snów zadziałał.

-Wiem.- odpowiedział po prostu chłopak.

Dziewczyna poczuła, jak wzbiera w niej wściekłość. Nic nie wiedział, za wszelką cenę starał się udawać dobrze poinformowanego.

-Nie!- krzyknęła.- Właśnie, że nic nie wiesz! Daj mi wszystko wytłumaczyć!

-Ale ja wiem. Ten Łapacz miał tak zadziałać. Landia, tak. Pójdę z tobą gdziekolwiek zechcesz.

-Co?! Co ty wygadujesz?

 Lilian czuła się zmęczona i słaba. Jej mózg pracował teraz  w ślimaczym tempie, utrudniając jej skupienie się.

-Chodź.- szepnął i zaprowadził ją z powrotem do swojego domu.

Zapalił nocną lampkę stojącą na biurku i poszedł do kuchni zaparzyć herbatę. Lilian została sama w pokoju Willa. Spojrzała na zegar, wiszący nad jego łóżkiem. Trzecia dziewiętnaście. Jeszcze nigdy nie była u nikogo w domu o tak późnej porze, nie licząc nocowania u koleżanki. Fakt, że William był jej przyjacielem i sąsiadem niczego nie zmieniał. Zachowała się niestosownie we wszystkich znaczeniach tego słowa.

            Mijały minuty, a Will wciąż nie wracał. Choć Lilian przespała pół nocy snem sprawiedliwego, miała wrażenie jakby wcale nie udało jej się zmrużyć oka. Być może, ma to coś wspólnego z pobytem w Landii.- pomyślała sennie. Potem zgasiła lampkę, położyła się w łóżku Williama i przykryła się jego kołdrą. Ogarnął ją jego zapach i poczuła błogi spokój. Co prawda, jakiś głos w jej głowie podszeptywał  jej, że nie powinna tego robić, ale zignorowała go zupełnie.

***

            Słońce. Trawa. Kwiaty. Świerszcze. Ptaki. Łąka. Lato. Słońce przyjemnie ją ogrzewało. Leżała na ciepłej, zielonej trawie. Wdychała słodki zapach wszechobecnych kwiatów. Tuż koło ucha słyszała cichutkie cykanie świerszczy. Z oddali dobiegał pełen radości śpiew ptaków. Leżała na łące. Było lato…

***

-Lily! Lilian! Obudź się!

Słońce zaświeciło dziewczynie prosto w oczy. Nic dziwnego, w końcu zostawiłam okno otwarte na oścież, nawet nie pomyślałam o tym, żeby je zasłonić… Nagle uświadomiła sobie, że wcale nie jest w swoim pokoju. Co ja robię w łóżku Willa?- pomyślała, pełna najgorszych obaw. Chłopak pochylał się nad nią, od czasu do czasu delikatnie nią potrząsając. To on ją obudził.

-William?- wyszeptała z lekkim przerażeniem w głosie.- C-co ja tu robię, możesz mnie oświecić?

- Łapacz Snów, pamiętasz?- wyszeptał jej prosto do ucha.

-No tak!- niemalże westchnęła z ulgą Lilian. Nie wyjaśniało to jednak paru rzeczy. Na przykład jej obecności w łóżku Williama.

-Słuchaj.- szepnął chłopak.- Nie chcę cię wyganiać, ale rodzice się zaraz obudzą i… no, powiedzmy, że wyglądałoby to co najmniej dziwnie, gdyby weszli teraz do tego pokoju.

Lilian w mig pojęła, o co mu chodzi. Jak oparzona zerwała się z łóżka, podbiegła do okna, niemalże potykając się o piłkę leżącą na środku dywanu, rzuciła pośpiesznie : „pogadamy później”, przeskoczyła przez niski parapet i popędziła co tchu w stronę swojego domu.

 

***

 

-Spójrz.- William położył Łapacz Snów na stole.

- Tutaj jest Serce Łapacza.- rzekł, wskazując na intensywnie błyszczący niebieski koralik.- Jest ono istotą całego tego przyrządu. Bez niego nic nie zadziała.

-Aha.-mruknęła Lilian, zastanawiając się, skąd chłopak to wszystko wie.

-A te piórka- są jakby… oprowadzaczem. – kontynuował wyjaśnianie Will- To po nich spływa wyłapany przez Serce zły sen. Tak, według wierzeń starożytnych ludów, działa każdy Łapacz Snów. Ten jest trochę inny. Przekonałaś się już o tym. Zostało na niego rzucone zaklęcie, które sprawia, że możesz przenieść się do Landii. Niestety… ten czar działa tylko raz. Zatem, żeby się tam dostać trzeba… Tylko się nie przeraź.

Lilian jak na komendę zrobiła zdumioną minę.

-Patrz.- chłopak wskazał na bladoniebieskie drobniutkie koraliki wiszące na rzemykach z piórkami.- Żeby trafić z powrotem Landii… musimy je połknąć.

Dziewczyna o mało co nie zakrztusiła się herbatą.

-Co takiego?- wyjąkała.

-Przed snem połkniesz ten koralik.- rozkazał chłopak tonem, który nie spodobał się Lilian.- Proszę, zaufaj mi.

-Dobra.- odpowiedziała Lilian po dłuższej chwili namysłu.- A co mam ze sobą zabrać?

-Sęk w tym…- westchnął Will.- … że nie możemy nic ze sobą zabrać. Ten czar działa tylko na ludzi.

Nagle dziewczyna uświadomiła sobie coś strasznego. Dziwne, że taka oczywista rzecz nie przyszła jej wcześniej do głowy.

-William!- zawołała.- A co powiedzą nasi rodzice, jeśli tak nagle znikniemy? Jeśli nie znajdą nas rano w naszych łóżkach? Może z tego wyniknąć niemała katastrofa…

-Hm, no tak. Nie powiedziano mi nic o tym.

-Kto ci nie powiedział?- spytała Lilian.

-Asomao. Spotkałaś ją, prawda? Przyśniła mi się pewnej  nocy. I powiedziała, żebym ci go dał.- tu wskazał na Łapacz.- To był bardzo dziwny sen. Wszędzie była pustka, słyszałem tylko jej głos. A kiedy się obudziłem… Łapacz Snów leżał na moim stoliku nocnym! Do dziś zastanawiam się, jak on się tam znalazł.

No to świetnie.- pomyślała dziewczyna.- On wie mniej więcej tyle, co ja. Czyli nic.

-A powiedziała ci, jakie jest moje zadanie?

-Tak, wiem, że potrzebują kogoś  o mocy Łapacza Snów. Nic mi nie musisz już tłumaczyć. Wieczorem możemy ruszać w drogę.

 

***

            Lilian uważnie przyglądała się Łapaczowi Snów. Nie wyglądał już tak ładnie, kiedy obcięli dwa rzemyki, przywiązane do obręczy z Sercem Łapacza. Teraz zwisał z niej smętnie tylko jeden sznureczek z koralikiem, zakończony niebieskawym piórkiem. Dziewczyna połknęła bladoniebieski koralik, popijając go szklanką wody, niczym tabletkę na ból głowy,  i niemalże natychmiast ogarnęła ją senność.

 

***

            Już po chwili stała w znajomej Sali Tronowej z trawą zamiast posadzki. Chwilę później, tuż obok niej zmaterializował się William. Chłopak rozglądał się po całym pomieszczeniu, nie mogąc się nadziwić, że w jednym miejscu można było nagromadzić tyle kunsztownych zdobień, witraży oraz innych cudowności i sprawić, żeby wszystkie współgrały ze sobą w swoistej harmonii. Nagle zrobił zdumioną minę i Lilian zrozumiała, że dotarł do niego fakt, że w Sali prawie wcale nie ma mebli. Stali tak jeszcze przez jakiś czas, nie rozmawiając za sobą, aż w końcu, weszła Asomao.

-Witajcie, Ziemskie Dzieci.- rzekła, kłaniając się z powagą.- Wasza misja zaczyna się tutaj.

Po chwili do Sali weszli służący, niosąc dwa parawany i wielki drewniany kufer.

-W środku znajdziecie ubrania i przedmioty, które będą wam potrzebne podczas waszej wyprawy. Przez kilka dni zostaniecie tutaj, we dworze. Objaśnię wam dokładnie, na czym polega wasze zadanie i nieco was do niego przygotuję.

            Korzystając z parawanu, Lilian przebrała się w nowe ubranie (bo, jak się okazało, do Landii trafiła tak, jak się położyła do łóżka- w pidżamie) złożone z obcisłych, ciemnych spodni, ciemnoczerwonej tuniki z grubego materiału i solidnych, sznurowanych butów za kostkę. Włosy zaplotła w długi warkocz na plecach i przewiązała kawałkiem rzemyka. Po chwili zza drugiego parawanu wyszedł William, ubrany w identyczny strój.

            Po niewielkim posiłku, złożonym z miski zupy, smakiem przypominającej herbatę i kilku placków kolorowego wyrobu podobnego do chleba, Asomao zaprowadziła ich do sąsiedniej komnaty, gdzie stały i wisiały tarcze różnej wielkości; oprócz tego nie było tam absolutnie nic. Wręczyła obojgu łuki i kazała strzelać do tarcz tak długo, aż trafią w środek każdej z nich. Lilian jeszcze nigdy nie miała w ręku żadnej broni. Strzelanie do celu okazało się trudniejsze, niż przypuszczała. Łuk był nieposłuszny i, jak na razie, była nim w stanie co najwyżej zrobić sobie krzywdę. Wiliamowi także nie szło to najlepiej. Asomao stała i przypatrywała się ich nieudolnym próbom z kamiennym wyrazem twarzy. W końcu, po wielu godzinach treningu, zarządziła przerwę, podczas której zjedli kolejny, równie skąpy posiłek. Potem zaprowadzono dzieci do ich komnat, żeby mogły odpocząć.

            Lilian zapomniała o zmęczeniu, gdy tylko weszła do swojej komnaty. Ta średniej wielkości sala wywarła na niej ogromne ważenie. Pierwszą rzeczą, która przykuła jej wzrok było łóżko z delikatnym baldachimem, zaścielone misternie haftowaną koronkową narzutą. Leżały na nim dziesiątki poduszek, utrzymanych w podobnym stylu. Ściany komnaty pomalowane były na kolor ecru, a podłoga wyłożona była ciemnym drewnem. W pokoju znajdował się również kominek oraz para dużych okien, przykrytych obfitymi zasłonami, przyozdobionymi koronką. Z sufitu zwieszał się bogato zdobiony żyrandol ze świecami. Świeczniki stały również na stoliku przy łóżku i na parapetach. W rogu pokoju znajdowała się sporej wielkości szafa. Na ścianach wisiały rozmaite obrazy przedstawiające pejzaże i martwą naturę. Lilian podeszła do regału z książkami. Tytuły na ich mocno przykurzonych grzbietach nic jej nie mówiły. Znalazła wśród nich dzieła takie jak: „Więzień jednej Nocy”, „Na skraju świata” i „Wiersze kwietnych stworzeń”. Sięgnęła po niewinnie wyglądającą książkę z baśniami. Gdy ją otworzyła, jej oczom ukazał się niesamowity widok. Ręcznie malowane obrazy zaczęły lekko falować, a potem przedstawione na nich postacie zaczęły się poruszać w rytm cichej, prawie niesłyszalnej muzyki. Lilian wydawało się, że słyszy szum morskich fal, śpiew ptaków, szelest liści, a także grę na harfie i lutni. Kartki miały przyjemną w dotyku fakturę i pachniały idealnie zrównoważoną mieszanką kwiatów i owoców. Z wnętrza książki bił również delikatny blask, pozwalający wszystko dobrze widzieć nawet w półmroku, jaki panował w komnacie. Treść nie różniła się zbytnio od zwykłych, ziemskich książek, które Lilian zwykła czytywać. Baśnie opowiadały o niezwykłych krainach, zamieszkiwanych przez cudaczne stworzenia,  o wielkich bitwach, stoczonych niegdyś w obronie Landii, o morskich wyprawach i nieznanych lądach. Jeszcze jedna rzecz zaskoczyła Lilian. Czytając książkę przez dłuższy czas, dziewczyna miała wrażenie, że ciągle stoi w miejscu. Książka nie była zbyt gruba, powinna więc już dotrzeć do połowy, tymczasem wciąż tkwiła na pierwszych stronach, choć przewracała kolejne kartki.

            Przyjemną lekturę przerwał jej William, wchodząc na palcach do komnaty. Rozglądał się przez chwilę wokoło, a potem powiedział:

-Królowa prosi na kolację. Przebierz się tylko.- mrugnął do niej zawadiacko.

Sam już to zrobił. Miał na sobie strój złożony z obcisłych jasnych spodni, tuniki w soczysto zielonym kolorze i ciemnych sznurowanych butów za kostkę. Lilian otworzyła szafę. Jak się okazało, pełno w niej było sukni w jasnych kolorach i najróżniejszych fasonach. Dziewczyna wybrała błękitną sukienkę za kolano, wyszywaną w drobne różyczki. Do niej dobrała buty w cielistym kolorze. Ponieważ nigdzie nie znalazła żadnych przyborów, które pomogłyby jej ułożyć włosy, pozostawiła je rozpuszczone, przygładzając niesforną grzywkę palcami.

-Pięknie wyglądasz.- skwitował Will, a Lilian mimowolnie spłonęła rumieńcem.

            W drodze na kolację, mijali wiele korytarzy i drzwi. Przechodzili przez setki schodów i dziewczyna cieszyła się, że są z nimi paziowie, bo była pewna, że bez ich towarzystwa, niechybnie by się zgubili w tym ogromnym pałacu.

-Czytałeś książki?- spytała Lilian przyjaciela.

-Próbowałem.- odparł chłopak.- Są piękne, ale mogę sobie co najwyżej pooglądać obrazki. Nic nie rozumiem. Są zapisane jakimś dziwnym, pełnym kreseczek i zawijasów pismem.

-Naprawdę?- zdziwiła się dziewczyna.- Baśnie, które ja czytałam były napisane po angielsku.

-Dziwna sprawa.

            W Sali Jadalnej, wspaniałej komnacie, z długim stołem i mnóstwem wyłożonych atłasem krzeseł, czekał na nich równie wspaniały posiłek, złożony, rzecz jasna, z dań, których Lilian jeszcze nigdy przedtem nie widziała. Tęczowe zupy i pieczywo na przystawki, słone w smaku, przypieczone owoce jako danie główne i dziesiątki różnych rodzajów ciast na deser. Nie mogło również zabraknąć białego napoju z tęczową pianką- ulubionego napoju królowej.

-Czy to wino?- spytał William, upiwszy łyk ze złotej szklanki.

Lilian spojrzała na niego zdumiona. Przecież ten napój to odpowiednik ziemskiej gorącej czekolady!- pomyślała i dyskretnie szturchnęła przyjaciela, aby przestał opowiadać bzdury.

-Nie, to nie jest wino.- Asomao uśmiechnęła się delikatnie.- Nie jest to także gorąca czekolada, Lilian. Ten napój jest zaczarowany. Każdy, kto go pije, wyczuwa w nim swój ulubiony smak.

Dziewczyna zaśmiała się z zakłopotanej miny zarumienionego Willa, który nagle, w  podejrzanym napadzie apetytu, zabrał się za kolejny kawałek szmaragdowozielonego ciasta.

-Czy wy tutaj, o Wielka Pani…- zaczął William.

-Mów mi proszę po imieniu.- uśmiechnęła się władczyni.- W Landii zwroty tego typu nie stanowią wyrazu szacunku, wręcz przeciwne.

-Dobrze… Asomao.- chłopak znów spłonął rumieńcem.- Czy wy tutaj… nie jadacie mięsa?

Zapadła niezręczna cisza, a Lilian miała ochotę kopnąć przyjaciela pod stołem.

-Nie złość się na niego, Lilian.- rzekła łagodnie Asomao.- William ma prawo zadawać pytania.

-Wiedz, że Landia, chłopcze.- zwróciła się do Willa.- Rządzi się zupełnie innymi prawami niż wasza Ziemia. Jeśliby porównać obie te krainy, dostrzeżemy między nimi więcej różnic, niż podobieństw. Z racji tego, że istoty, podobne do waszych, ziemskich zwierząt, traktujemy jak równe sobie, zabicie ich jest karane tak, jak morderstwo ludzi.

-A czy to są… mówiące zwierzęta?- spytała nieśmiało Lilian.

-Każda  rasa posługuje się innym językiem, nie potrafimy więc wszystkich zrozumieć.- oznajmiła Asomao.- Jednak nie ulega wątpliwości, że potrafią one myśleć zupełnie tak, jak my, w przeciwieństwie do tępych, ziemskich zwierząt. Jak więc moglibyśmy zamordować i zjeść kogoś tak bardzo przypominającego człowieka? Nie żywimy się więc mięsem, jak z resztą większość stworzeń w Landii. Nasz kraj jest bardzo bogaty w rośliny, które w zupełności nam wystarczają.

Przez chwilę jedli w milczeniu, a potem Królowa powiedziała:

-Ty jednak, Lilian, będziesz potrafiła zrozumieć wszystkie stworzenia w Landii. Masz moc Łapacza Snów, a to oznacza również umiejętność posługiwania się wszelkimi istniejącymi językami.

To wyjaśnia dlaczego ja rozumiałam, co było napisane w książkach, a William nie. – pomyślała dziewczyna.

-Co jeszcze wiąże się z moją mocą?- spytała.- Czy będę potrafiła również… czytać w myślach?

-Niestety nie.- pokręciła głową Asomao.- Czytanie w myślach wymaga wielogodzinnych ćwiczeń i medytacji. No, i trzeba mieć do tego predyspozycje.

-To znaczy?- zainteresował się nagle dotąd milczący William.

-Ziemscy ludzie raczej nie mają takich możliwości.- odparła Królowa, a chłopak nieco przygasł.

            Po kolacji udali się ogromnej komnaty, w której nie znajdowało się nic, oprócz setek świec, zwieszających się z wysokiego sklepienia w specjalnych świeczniko-żyrandolach i… jeziora. Był to zdumiewający widok. Trawiasty brzeg powoli przeistaczał się w piasek, a potem płynnie przechodził w niezbyt głęboki zbiornik wodny. Na tafli jeziora pływały płatki kwiatów i bąbelki piany we wszystkich kolorach tęczy.

 

***

            Kolejne dni, upływały im bardzo podobnie. Wstawali  świcie, jedli lekkie śniadanie złożone zawsze z jednej z kolorowych zup ( już po paru posiłkach tego typu, Lilian nie mogła na nie patrzeć), potem ćwiczyli strzelanie z łuków, jazdę konną lub różne obozowe czynności, typu wiązanie węzłów lub rozpalanie ognia. Potem chwila odpoczynku, obiad i trening popołudniowy. To zwykle wtedy Will i Lilian rozdzielali się. Chłopak szedł z jednym z paziów trenować walkę na miecze i wręcz, dziewczyna natomiast miała zajęcia z Asomao. Królowa uczyła jej podstaw magii- przyrządzania eliksirów i kontrolowania swojego umysłu, które polegało na budowaniu swoistego muru- zamykaniu swojego umysłu tak, by nie był podatny na czytanie myśli i tym podobne czary. Władczyni Landii przekazywała Lilian wiedzę o tej krainie i jej mieszkańcach, a przede wszystkim- o samych Snach. Uczyła ją używać swojej mocy jako wskaźnika- „Kiedy będziesz blisko Snu, wnętrze twojej prawej dłoni zacznie świecić.”- mówiła. Czasami medytowały, studiowały mapy lub wyczytywały mądrości z pradawnych ksiąg. Lilian lubiła ten czas, spędzony z Królową. Rzeczy, których uczyła ją Asomao wychodziły jej o wiele lepiej i wydawały jej się  naturalniejsze, prostsze niż strzelanie z łuku, czy podstawy samoobrony.

            W końcu, po wielu dniach treningu, Władczyni oznajmiła, że są już gotowi, by wyruszyć na wyprawę.

-Jutro wstaniecie wcześniej, niż zwykle. Dam wam ostatnie wskazówki i wyruszycie w drogę.- powiedziała.

William bardzo się ucieszył- widać było po nim, że najchętniej wrzeszczałby z radości, nie pozwalały mu na to jednak jego (w miarę) dobre maniery. Lilian milczała. Od Asomao wiedziała, że Landia jest piękną, choć pełną niebezpieczeństw krainą, ucieszyła się jednak, że nużące poranne treningi już się skończyły. Nie przypuszczała wtedy, że jeszcze zatęskni za swoją zamkową komnatą, łaźnią z jeziorem, męczącymi ćwiczeniami, a nawet przebrzydłymi porannymi zupami. Bo, niby skąd  miałaby to wiedzieć?

2 komentarze:

  1. Póki nie zapomnę, nawiążę jeszcze do poprzedniego rozdziału. Podobało mi się, że Asomao nie od razu zaczęła opowiadać o Landii, Jednak gdy już zaczęła mówić, wszystko poszło według mnie zdecydowanie za szybko, całe napięcie opadło.

    Tutaj już zaczynasz się rozkręcać :). Szkoda, że już w trzecim rozdziale wybierają się na przygodę (przez to sformułowanie przypomniał mi się "Hobbit"), ale cóż... mam nadzieję, że reszta akcji nie minie tak prędko.
    Rozkręcasz się - bo już widać takie zabawne "perełki", które wręcz uwielbiam - np. "co ja robię w łóżku Willa" czy też smak wina.

    Poza tym zauważyłam kilka, chyba niezbyt celowych, nawiązań do innych utworów. Wcale się nie czepiam, tylko po prostu znajdowanie szczegółów łączących ulubione utwory sprawia mi przyjemność (chociażby fakt, że aktorzy grający House'a oraz Artura Weasleya grali razem w jednym filmie - jako złodzieje 101 dalmatyńczyków ;D). Jedno dotyczy Asomao - uczyła Lilian sporządzania eliksirów oraz kontroli umysłu... Zupełnie jak Snape, choć te dwie postacie to, ekhem, dwa różne światy :)
    Drugie skojarzenie wiąże się z ubraniami - niedawno zaczęłam czytać "Igrzyska Śmierci" i tam Katniss w Kapitolu miała na sobie podobne ubrania, co Lil w Landii. Do tego u ciebie również przejawia się motyw strzelania z łuku (z tym, że bohaterka "Igrzysk" była w tym dobra).

    Dobra, to ja czekam na ciąg dalszy, przy okazji zapraszam na bloga, gdzie publikuję fanfica, o którym już wcześniej wspominałam :) [krwawa-szarlotka.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem Ci bardzo wdzięczna za kolejną porcyjkę uwag :) Pracuję właśnie nad kolejnym rodzdziałem.
    Co do nawiązań do innych utworów- rzeczywiście nie były zbyt celowe... Nie do końca zgadzam się z Twoim pierwszym skojarzeniem- wcale nie myślałam Severusie, kiedy pisałam tę scenę, ale jak teraz to czytam widzę za to wyraźne nawiązanie do "Eragona" Christopera Paoliniego właśnie w tamtym miejscu...
    Co do stroju Lilian- rzeczywiście zasugerowałam się trochę strojem Katniss z "Igrzysk Śmierci" no i oczywiście motyw strzelania z łuku jest ten sam, bo kocham go i nie mogłabym się bez niego obyć w tym opowiadaniu- będzie się też później pojawiał, ale niezbyt często.
    Co do wszystkich nawiązań kojarzących się z "Hobbitem", czy "Władcą pierścieni"- muszą być ne przypadkowe, bo niezbyt dobrze znam tę sagę.
    Chętnie zajrzę na Twojego bloga, jak tylko znajdę chwilkę :)

    OdpowiedzUsuń